Nie miniemy się chyba zanadto z prawdą, jeśli powiemy, że ze świecą szukać delikwenta, który nie słyszał nigdy o Himalajach i nie kojarzy, cóż pojęcie to ze sobą niesie. Aż nie chce się wierzyć, że mogłoby być inaczej!
Dla porządku – a niech tam, niech i tak będzie, że jednak hipotetycznie założymy możliwość zgoła odmienną od tego, co akcentowaliśmy w pierwszym akapicie – nadmieńmy, że Himalaje to najwyższy górski łańcuch na świecie; dość powiedzieć, że znajduje się tamże aż dziesięć z czternastu światowych ośmiotysięczników (pozostałe cztery leżą w mroźnym Karakorum), z tak zwanym – pięknie zwanym, dodajmy – Dachem Świata, to jest Mount Everestem, na czele. Sama zaś nazwa pochodzi z sanskrytu, literackiego języka Indii, i oznacza „siedzibę śniegów”.
Nie o merytoryczną charakterystykę Himalajów jednakże w tym krótkim artykule chodzi, lecz o wskazanie pewnej prawidłowości; otóż gdybyśmy – ze wzmiankowaną z przymrużeniem oka święcą lub bez jej pomocy i wbrew temu, że niepodobna wręcz w coś takiego uwierzyć – znaleźli jednak takiego osobnika, który z faktu istnienia Himalajów nie zdaje sobie sprawy, to moglibyśmy wskazać, że nawet mimo geograficznej gigantycznej odległości rzeczywistych Himalajów, termin ten (nazwa) zakorzeniony jest, nie inaczej, w języku potocznym, codziennym. Weźmy, na ten przykład, określenie: „Himalaje głupoty” bądź „Himalaje marzeń”. Albo gatunki dostępnych na rynku produktów, rozmaitej proweniencji, jak choćby himalaya kosmetyki (chociaż, skądinąd, te ostatnie częstokroć występują w towarzystwie produktów takich jak kosmetyki rosyjskie, czy, szerzej – kosmetyki naturalne), czy też, z nieco innej beczki, jak sól himalajska, znakomita, o pięknym, różowym odcieniu, prawdopodobnie najzdrowsza (posiada liczne walory lecznicze) z odmian soli dostępnych w sprzedaży.
Tak czy inaczej, jak, mamy nadzieję, udało się to pokazać, te słynne Himalaje wbrew temu, czy to się nam podoba, czy wręcz przeciwnie, te słynne i piękne przede wszystkim Himalaje zakorzenione są głęboko w naszej codzienności.